środa, 20 kwietnia 2011

Oj dawno mnie nie było-uważajcie na nieznajomych 2

witam po długiej przerwie zwiazanej z zapomnieniem hasła i maila do bloga :P

kolejna, obiecana część opowiadania :)

Skinęła głową i ruszyła za nim. Właściwie było jej wszystko jedno dokąd prowadzi ją owy jegomość. Mijali powoli wąskie korytarze schowanych między ciasno zbitymi barakami ulic. Mieszkańcy baraków, znajdujących się w tej części miasta, nie cieszyli się najlepszą sławą pośród reszty miejskiej gawiedzi. Nikogo to nie dziwiło. Osoby trudniące się medycyną czy chowające się wiecznie w aktach głowy sędziów, prokuratorów czy adwokatów nie mogły liczyć na jakikolwiek prestiż z racji wykonywanego zawodu. Rybołówstwo czy handel rajstopami  były zajęciami o wiele bardziej użytecznymi społecznie.
Nie bez wahania stawiała kolejne kroki na tej obcej ziemi nasza bohaterka. Rodzice nie pozwalali jej nigdy zapuszczać się w te strony.  Zawsze powtarzali, że pomiędzy inteligentami ma swoje mieszkanie Diabeł. Niby już dawno wyrosła z bajeczek tego pokroju, ale niepokój nieprzespanych nocy w dziecinnym pokoju, kiedy wyobraźnia plątała jej najśmielsze figle, pozostawił nie dające się wybawić żadnymi odplamiaczami znamię.
Zatrzymali się przed budynkiem, który znacznie wyróżniał się spośród pozostałych. Można by śmiało rzec, że spełniał funkcję sakralną. Łudząco przypominał gmachy gotyckich kościołów z tą drobną różnicą, iż te drugie nie posiadają witryn sklepowych na parterze... a może posiadają? Cóż czasy się zmieniają. Niełatwo jest nadążyć.
Jegomość odwrócił się w jej stronę i porozumiewawczo mrugnął okiem:
- Ja załatwię kilka palących spraw, a ty sobie tutaj grzecznie poczekasz, ha? Nie powinno mi to długo zająć.
Poruszyła głową ni to przecząco, ni to ze zgodą. On nie zwrócił jednak na to większej uwagi i wsunął żwawo swoje szczupłe ciało między wąską szczelinę uchylonych lekko, zdobionych tajemniczymi płaskorzeźbami wrót. Trwało to chwilę, zanim ruszyła jego śladami. Minęła potężne wrota i zniknęła w ciemności pustego, ciasnego przejścia. Stawiała drobne kroczki, starając się przyzwyczaić oczy do gęstego mroku. Nagle potknęła się o opadające swobodnie na posadzkę sukno. Była to piękna, purpurowa kurtyna broniąca przejścia do jakiegoś zakazanego pomieszczenia. Co zakazane, bywa nader kuszące, szczególnie dla krnąbrnych dziewcząt, dlatego rozchyliła owy materiał i zajrzała do środka. Komnata oświetlona była kilkoma świecami, których delikatne światło ślizgało się po wysokich ścianach zdobionych malowidłami, przedstawiającymi apokaliptyczne sceny (według najnowszych doniesień badaczy literatury, okazuje się iż w wyimaginowanym przez autorkę, pomieszczeniu na postawie historycznych doniesień Instytutu Badań Nad Pierdołami nie mogły się znajdować apokaliptyczne freski, a sceny z opisu stworzenia świata wg Biblii Tysiąclecia,  wydanie nowe-cenzurowane, wyd. Nowa Cera, Pole Buraków 2012. Zabieg ten miał służyć jedynie umrocznieniu owej groteskowej sytuacji- przyp. mart). Na środku siedział ubrany w gustowny habit, medytujący duchowny, którego złożone jak do modlitwy dłonie opierały się na czerwonym dywanie.
Dziewczyna weszła do środka. Chciała to zrobić bardzo cicho, aby nie przeszkadzać księdzu w kontemplacji, niestety jej o rozmiar za duże trzewiki zbyt głośno szurały o betonową posadzkę. Wtem dywan spod rąk duchownego rozwinął się dotykając swym jęzorem końca jej stóp. Bardzo delikatnie zasugerowano jej w ten sposób, że szuranie jest niewskazane, dla tak dostojnego miejsca. Weszła na dywan i zbliżyła się do modlącego. Przyglądając mu się badawczo doszła do wniosku, że mimo pewnych fizycznych podobieństw, z pewnością nie jest to Jegomość, na którego miała czekać.  Oboje w mieli w oczach te same złośliwe ogniki, tego zaś wyróżniał uśmiech od ucha do ucha, który nie tyle był figlarny (jak było u Jegomościa), ile szelmowski. Tuż za nim znajdował się ołtarz. To, co zdziwiło dziewczynę, to fakt iż zamiast klasycznego elementu jaki przywykła była spotykać we wnękach nad ołtarzem- wizerunków świętych, czy scen pasyjnych- nad zasłanym złotym obrusem stołem wisiały trzy zegary. Wszystkie jednakowego, bliżej nieokreślonego koloru. Jeden z nich, z napisem „Tutaj” wskazywał 3.37, drugi, z napisem „Tam” wskazywał 11.37. Ostatni zegar stanowił nie lada zagadkę, nie dlatego, że wskazywał odmienną godzinę, ani że napis na nim głosił : „Nie tu, nie tam”, ale dlatego, że chodził wstecz.
-Dlaczego trzeci zegar chodzi wstecz?- zapytała modlącego się księdza.
-Cóż za niemądre pytanie! Dlaczego zegar chodzi wstecz? Ano pewnie dlatego, że wystarczy jedna dodatkowa zębatka i mechanizm idzie w drugą stronę- odpowiedział nie bez zdziwienia.
Zauważyła wówczas, że jest on nieprzyzwoicie przystojnym mężczyzną i westchnęła w duchu, że takiego to na klechę szkoda. Owe rozmarzenie nie trwało długo, zegar absorbował jej uwagę znacznie bardziej.
- Nie o to mi chodziło!         
- Zatem dociekasz nie przyczyny, a celu. Już ci tłumaczę!- rozjaśnił się mężczyzna.- Widzisz pierwszy zegar? Wskazuje godzinę tu, a ten drugi- godzinę tam. Trzeci zaś pokazuje różnicę miedzy obydwoma poprzednimi.
- A czy różnica nie jest przypadkiem zawsze taka sama? Ziemia jest okrągła.
-Słuszna uwaga moje dziecko- pokiwał ksiądz z uznaniem. – Ale czy nie sądzisz, ze byłoby zabawniej gdyby Ziemia zmieniała kształt w zależności od humoru? Na przykład dzisiaj byłaby bananem, a jutro czapką Chińczyka na polu ryżowym.
- Ale tak nie jest- tupnęła nogą dziewczyna.- Trzeci zegar nie powinien chodzić wstecz!
- Kiedy, tak jest o wiele optymistyczniej! Chyba lepiej, że różnice się cofają, zamiast pogłębiać się w bezlitosnym pędzie na przód.
Brakowało jej argumentu. Zamilkła i rozejrzała się po sali szukając kolejnego sprzecznego z logiką elementu. Był nim tajemniczy Jegomość, który pojawił się tu nie wiadomo kiedy i jak. Odezwał się do księdza:
- Widzę, że zajmujesz naszą wspólniczkę interesującą rozmową.
-Wspólniczkę?!- zdziwiła się dziewczyna.
-Drogi Tomo, czy to ładnie z twojej strony nie zapraszać młodej damy do środka? Zostawiłeś ją samą na zewnątrz! Ja jej nie zajmuję rozmową, a staram się zatrzeć złe wrażenie.
-Przecież wiedziałem, że i tak wejdzie. Nie myliłem się! – usprawiedliwiał się Jegomość.
- Hehe... spryciarz- zachichotał duchowny. Lepiej mi powiedz co żeś tak długo robił na zapleczu. 
-Szykowałem nakrycie głowy dla owej „młodej damy”. Spójrz tylko, drogi Nishi, na jej brzydką czapeczkę. Jak myślisz? Jaki kolor cylindra powinna nosić?
-Na początek biały. Neutralny i zimą nie rzuca się w oczy – zdecydował ksiądz.
-Biały...- wzdrygnął się z obrzydzeniem Tomo. – Taki niewinny, moim zdaniem nie pasuje do niej zupełnie. Wyobraź sobie, że ta mała czarownica próbowała mnie uwieść! Ale to twoja decyzja. Ty tu rządzisz. Jesteś rozsądniejszy. Ciebie nie palą namiętności- jak sam z resztą twierdzisz.
-Skończ już ironizować! Ruszamy!- rzekł podnosząc się leniwie z posadzki, wsuwając na głowę żółty cylinder.- Zechcesz Młoda Damo, przyjąć od nas ten skromny podarunek? Było by nam bardzo miło gdybyś zechciała go nosić na głowie- zwrócił się do dziewczyny, podając jej biały cylinder.
- Właściwie czemu nie- odrzekła oczarowana jego szarmanckim zachowaniem i przyjęła prezent.
Cała trójka skierowała się do wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz