środa, 2 lutego 2011

Uwazajcie na nieznajomych.

Dziś postanowiłam napisać coś zupełnie innego. Oto początek opowiadania mojego autorstwa. Jak wam się spodoba napiszę więcej. Jakbyście je zatytułowali?

 Przejmująco chłodny wiatr huczał, obijając się bezwładnie o szare, spoglądające władczo ze szczytów wyobraźni budynki. Martwy krajobraz leniwie rozpościerał się przed oczyma dziewczyny opartej o lichą wiatę przystanku autobusowego. Czułaby się całkiem przytulnie na tym pozornym odludziu, gdyby nie świadomość nieuchronnie zbliżającego się poranka. Nie miała zielonego (nie mówiąc o innych kolorach tęczy) pojęcia skąd się tutaj wzięła. Właściwie niewiele ją to teraz obchodziło. Jedynym jej celem było dostanie się do ciepłego domku, wypicie herbaty i położenie się do łóżka. Tak! To były jej plany na 29 luty! Dzień, którego w ogóle nie powinno być.
Od czasu do czasu minął przystanek jakiś spóźniony autobus, ale bynajmniej nie po to, aby zaprosić ją do środka i odwieźć tam, dokąd zmierza. Turlające się z pełnym grozy grymasem ogromne koła terkotały: Dla jednej idiotki nie będziemy przerywać tańca z oblodzoną drogą.
A ona siedziała tak nadal skulona i senna. Gdy ciężkie powieki zaczęły z wolna opadać na skostniałe od mrozu policzka, z zamroczenia wyrwał ją skrzypiący pod czyimś miarowym, nieśpiesznym krokiem śnieg. „Kto u licha urządza sobie spacery w środku nocy?!”- pomyślała zdziwiona.
-Kto u licha decyduje się na nocowanie na tak siarczystym mrozie?- odpowiedział rozbawiony męski głos.
Zza przystanku wysunęła się wysoka, szczupła postać mężczyzny w fioletowym surducie, spod którego świeciła biała  stylowa koszula z przedpotopowym żabotem. Żółte, za krótkie spodnie obciskały parę przypominających szczudła nóg zwieńczonych kolorowymi skarpetkami w paski. W oku jegomościa błyskał niespokojnie monokl, a głowę zdobił cylinder- również fioletowy. Wieku tajemniczego bohatera nijak nie dało się określić. Niezaprzeczalne było jednak, że wszystko miał na swoim miejscu. Wyeksponowane kości policzkowe nadawały niezwykłego uroku podłużnej, szczupłej twarzy zakończonej starannie pielęgnowaną bródką. A figlarny uśmiech któremu wtórowały złośliwe ogniki tańczące w oczach- tu niespodzianka: fioletowych, był niczym wisienka na torcie.
-Najmocniej przepraszam za spóźnienie! Już jestem! Na twoje wezwanie pani!- rzekł i pokłonił się nisko z czarującym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Kim do diabła jesteś?- wymamrotała wyrwana z osłupienia, z trudem powstrzymując się od uderzenia szczęką o zamarznięty beton.
-Hmmm... „do diabła”- otóż to.... – syknął unosząc prawą brew.
Wyciągnął do niej dłoń, ściągając cylinder drugą i wyciągnąwszy z niego purpurowy kwiat podarował go jej. Nie pytając o zgodę pochwycił ją przechylając jej wątłe ciało do tyłu. Pochylił się ku jej szyi. Zastygła w biernym oczekiwaniu, kiedy on skinął palcem w kierunku nieba. Dziewczyna poczuła tchnienie nieznanej siły. Otworzyła oczy. Znajdowali się na środku ogromnej sali balowej. Namiętnie sennym, rytmicznym ruchom tajemniczego jegomościa wtórowały pojękiwania skrzypiec. 

Gdy zakończył swój taniec dziewczyna, doświadczona filmowymi wieczorkami „Z Rudolfem Valentino” u swojej babci, czekała ze zniecierpliwieniem na pocałunek finalizujący taniec miłości. Śmiało przysunęła swoje usta do jego rozgrzanej twarzy. Zniecierpliwiona niekrótkim oczekiwaniem, spojrzała karcącym wzrokiem na towarzysza, na którego twarz powoli wstępował szyderczy uśmiech:
- Ups...- wyszeptał i wypuścił ją ze swoich ramion.  Uderzyła o betonowy chodnik, na którym była zasnęła kilka minut wcześniej. A  szaleńczy śmiech wraz hukiem wiatru, obijał się bezwładnie o szare, spoglądające władczo ze szczytów wyobraźni budynki.
- A, więc to tylko sen- westchnęła ni to z ulgą ni z żalem. Wstrząsnął nią dreszcz. Była na siebie wściekła. Otrzepując brudną czapeczkę, wstała i przeciągnęła się leniwie. Już miała się wziąć za wiązanie sznurowadeł, gdy upadła ponownie zaskoczona zaczepnym klepnięciem w ramię.
-Hej! Chyba pani nie myślała, że można się mnie tak łatwo pozbyć.  Pani pozwoli ze mną.
Skinęła głową i ruszyła za nim. Właściwie było jej wszystko jedno dokąd prowadzi ją owy jegomość.

Wstęp nie jest długi, żeby was nie zanudzić. DZIĘKUJE ZA CIERPLIWOŚĆ. 

wtorek, 1 lutego 2011

Kreatywne pudełko na drobiazgi

Dziś pochwalę się twórczo zarwaną nocką. Podczas gdy jakiś wewnętrzny niepokój nie pozwalał mi zasnąć, w ramach terapii postanowiłam wykorzystać swoje zdolności manualne i stworzyć pudełko na sekrety, marzenia, wspomnienia i niepokoje.

Wygrzebałam pudełko z surowego drewna.
O takie coś:
 I za pomocą moich magicznych farb stworzyłam inspirowane łowickimi motywami cudeńko. Nie była to sprawa trudna, ale na pewno wymagała cierpliwości. A oto efekt końcowy:

jak wam się podoba? Gdybyście mogli, co byście schowali do takiego pudełka?


Serdecznie zachęcam do wykonania takiego pudełka własnymi siłami!*

*mniej uzdolnionych zapraszam do złożenia u mnie zamówienia pod adresem freshfleshrysunek@gmail.com